jak mawia mój Przyjaciel, Mały Książę.
16.08.2016
Jakiś czas temu pojawił się w Kawiarni Literackiej facet, który na poczekaniu dla bohaterki spotkania, napisał wiersz i w czasie dyskusji ów tekst przeczytał. Był to raczej "hymn pochwalny", dla autorki, dość nieporadny językowo i merytorycznie, ale autorka się ucieszyła, bo każdy lubi miłe słowa na swój temat. Oczywiste.
Pan ten, po spotkaniu, zagadywał mnie i opowiadał o swoim tworzeniu, co odebrałam jako próbę zaistnienia w KL, ale jakoś mnie nie przekonał i nie znalazł się na liście (nawet na tej, oczekujących).
Za jakiś czas pojawił się znowu, wcześniej znajdując mnie na fejsie i pytając o jednego Literata bydgoskiego, z którym, według jego informacji, nie darzyłam się sympatią.
Drugi jego pobyt w KL dominował w dziwne opowieści o wspomnianym Literacie i w bardzo krytyczną opinię o nim. Potem wydzwaniał i stwierdzał, że odda go do sądu, bo wlazł mu za skórę na maxa. Ode mnie wiedział, że nie lubię owego Literata, że nigdy nie darzyłam go najmniejszą sympatią (też mi się naraził brzydko) i nie mam zamiaru tego zmieniać.
Kiedy dwukrotny gość KL założył temuż Literatowi sprawę w sądzie, żądny wygranej, zaczął poszukiwać świadków do swojej z nim rozgrywki, chyba o zniesławienie szło (jak opowiadała mi później koleżanka, która zdecydowała się świadkować), postanowił i mnie powołać na świadka. Odmówiłam od razu. To, że kogoś nie lubię, że ktoś zachował się wobec mnie nie fair, że mnie wkurzał wielokrotnie, nie jest jeszcze dla mnie powodem, bym przeciw niemu zeznawała i to w dodatku na korzyść kogoś, kogo tak de facto wcale nie znam. Bo, co ja o nim tak naprawdę wiedziałam.
Poza tym nie uznaję sądzenia się, czy mówiąc kolokwialnie, babrania się w sądach, o sprawy nieistotne. Uważam, że są inne, pozaurzędowe sposoby rozwiązywania problemów, konfliktów, a nie "latanie zaraz z wszystkim do sądów".
W międzyczasie Literat podał go do sądu o zniesławienie i nie pomogli świadkowie tego drugiego, bo sprawę musiał opłacić, choć (podobno) jej nie przegrał.
Próbował mi o niej opowiedzieć telefonicznie, ale nie miałam ochoty tego wysłuchiwać, kończyłam rozmowę, a on, że w następnej sprawie na pewno wygra, bo już ma na nią koncepcję.
Pamiętam z tej rozmowy to, że oświadczyłam mu dobitnie, iż nie ma mnie więcej powoływać na świadka, bo ja nie będę "łaziła" po sądach, bo mnie to nie interesuje i nie chcę mieć nic wspólnego z jego rozgrywkami z owym Literatem.
Nastała cisza i myślałam, że ów wreszcie zrozumiał, że ani ja jego znajoma, ani żaden świadek ze mnie, bo co ja wiem na temat relacji tych dwóch. Nic. Kompletnie nic. A to, co ja mam do Literata, to już moja sprawa i nie mam zamiaru z nią chodzić do sądu. Nie mój styl, a poza tym sądy mają chyba poważniejsze sprawy na wokandzie.
Cisza nie trwała długo, bo zaczęły się (już w czasie wakacji) pojawiać awiza, bym stawiła się na komendzie policji, w charakterze świadka, w sprawie, którą ów założył Literatowi. Wkurzyłam się na całego, mówiąc potocznie, bo prosiłam, ludzkim językiem, by mnie odpuścił, bo ja się do takich działań nie nadaję. Nic to nie dało. Powołał.
- Powołał Ciebie, bo chciał mieć szefową KL na świadka, autorytet, osobę znaną, z dorobkiem, a nie tylko jakieś tam podrzędne plotkary - jak mi potem powiedziała wtajemniczona w sprawę.
I nie wiem, czy sprawa się odbyła, czy nie. I zupełnie mnie to nie interesuje, choć pewnie chciał mi coś powiedzieć, bo wydzwaniał. Nie odbierałam telefonów, skasowałam kontakt na FB. Pewnie jego świadek, a moja koleżanka jest mną zawiedziona, jak on, ale to już ich problem.
Dorośli (niektórzy) są jednak naprawdę bardzo dziwni.
Denerwuje mnie to, że niektórzy uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, co inni powinni robić, do zajmowania im czasu i do tego co, gdzie i kiedy winni mówić.
Tym bardziej dziwne to w przypadku tych, których wcale nie znamy.
No... ale ja już się dziwić nie przestanę, co wielokrotnie mówiłam i pewnie do grobowej deski powtarzać będę.
Denerwuje mnie to, że niektórzy uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, co inni powinni robić, do zajmowania im czasu i do tego co, gdzie i kiedy winni mówić.
Tym bardziej dziwne to w przypadku tych, których wcale nie znamy.
No... ale ja już się dziwić nie przestanę, co wielokrotnie mówiłam i pewnie do grobowej deski powtarzać będę.
P.S.
Tak sobie myślę, tak się zastanawiam, po co ludzie biegają z byle czym do sądów. Czemu babrają się w obwinianie, bo ten to, a ten tamto, czemu o zniesławienie? Lubią sądy? Tylko tak potrafią zaistnieć publicznie? To daje im rozgłos? Ale jaki... I dlaczego wciągają to innych, którzy nie uznają takiej formy porozumiewania czy rozstrzygnięć.
Nie rozumiem :(