Z tucholska
Kiedy wspominam rodzinny, tucholski dom, myślę o nim z wielkim sentymentem. Ostatnio nawet z coraz większym. Kiedy w nim mieszkałam, było inaczej. Często mi sie wydawało, że STARZY marudzą, że wiecznie się czepiaja, poprawiają, nauczają... Było to wielce denerwujące, ale jak wiem, moi rówieśnicy mieli całkiem podobnie.
Dziś kiedy wspominam rodzinny dom, jak dojrzała kobieta i matka dwojga dorosłych już dzieci, stwierdzam, że wyniosłam z niego wiele tego co dobre, ludzkie, życzliwe i przyjazne.
Na przykład Mama nauczyła mnie, że jak kogoś odwiedzam, miło byłoby wziąć ze sobą jakis drobiazg: kwiatka, czekoladę, ciacho, a nawet zwykłe wafelki. W każdym razie coś małego, ale znaczącego, że myślałam o odwiedzanej osobie wcześniej, że cieszę się, iż ją odwiedzam. A do tego taki mały gest (niewiele przecież kosztował) cieszył i odwiedzaną i odwiedzającą osobę. Tego samego nauczyłam moje dzieci. Bo radość z dawania cieszy zawsze dwie strony, dwie osoby.
Tak samo lubię zapraszać do siebie i ugościć serdecznie te osoby, które również odwzajemniają gościnę.
Moi bliżsi i dalsi Znajomi wiedzą, że tak postępuję i zawsze drobiazg przyniesiony z wizytą do nich, cieszy ich, a gościna zadawala. Zresztą wiekszość z nich traktuje mnie tak samo, z wzajemnością. Dlatego dziwić się nie przestaję (patrz: moje hasło wstępne ), kiedy bliska mi Koleżanka, czasem zwana nawet przyjaciółką, nie ma kompletnie poczucia (?), udaje (?), że nic sie nie stanie, jeśli nie odwzajemni np. odwiedzin z poczęstunkiem, czy wręcz z filiżanką kawy lub herbaty. Bardzo chętnie odwiedza, bywa, gości u mnie, ale nie zaprasza. Chętnie też przyjmuje upominki na imieniny czy urodziny, ale nie czuje sie zobowiązana nawet do drobiazgu z okazji moich dni w kalendarzu. I nie chodzi o wielkie prezenty, a tylko o maleńki drobiazg w imię przyjaźni, znajomośći, czy w dowód pamięci.
Nikt mi nic nie musi: kupować, dawać, przynosić... ale jeśli korzysta z moich dobrych i życzliwych gestów, to myślę, że maleńka wzajemność byłaby miła.
Przychodzi w życiu człowieka taki czas, gdy zaczyna rozumieć, że dawanie jest wielką radością, częściej większą niż branie. Też tak mam. Lubię dawać i widzieć, jak innych to cieszy, ale... Jeśli w naszym otoczeniu pojawia sie osoba, która li tylko lubi brać i tylko czeka, by znów brać i znów, a do tego robi to wręcz z premedytacją, a nawet z oczekiwaniem na kolejne branie, to może warto się zastanowić, czy taka osoba jest nam naprawdę życzliwa.